środa, 31 grudnia 2014

Wakacje - dzien 44

Ostatni dzień roku spędziliśmy "na bogato". Wstaliśmy późno i poszliśmy do knajpy na duże śniadanie. English Breakfast, okazało się wyśmienite. Nie nasyciło jednak mojej potrzeby luksusu. Poszedłem więc do fryzjera i jednocześnie gabinetu odnowy biologicznej - chłopak mnie trochę odnowił: skrócił włosy, nałożył maseczkę, wymasował kark, plecy, dłonie i nawet zapytał, czy mam ochotę się depilować. Z tego ostatniego nie skorzystałem. Kot natomiast wysyłał życzenia i skoncentrował się na nawiązywaniu prawie zapomnianych kontaktów.
Później poszliśmy pod Mahabodi Temple i obchodząc ją dookoła, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, wyrażaliśmy wiele pozytywnych życzeń. Gdy się tym dobrem z serc płynącym zmęczyliśmy, poszliśmy na deser. Bo w ogóle muszę napisać, że podczas, gdy wydawałem majątek na pielęgnację powłoki cielesnej, Marcin znalazł pieniądze na ulicy i to całkiem sporo! Z tego powodu zostałem zaproszony na ciasto czekoladowo-bananowe i kawę z pianką. Pyszna była i w ogóle poczułem się wniebowzięty.Jakby tego było mało, kupiliśmy rum (który w smaku był okropny, ale z colą jakoś dało radę go wypić), wróciliśmy do hotelu i zaczęliśmy imprezkę. Gadaliśmy z rodziną, wznosiliśmy toasty i słuchaliśmy muzyki, korzystając z dobrodziejstwa posiadania szybkiego internetu.
Przed północą udaliśmy się zaś pod japońską świątynię buddyjską. Spotkaliśmy tam Maksymiliana - Francuza, który przyjechał do Azji, powłóczyć się przez kilka lat. Póki co uczy w szkole, w wiosce pod Bodh Gaya. Wszyscy razem uderzyliśmy w dzwon, wykrzykując życzenia pomyślności w nadchodzącym Nowym Roku 2015. Było naprawdę fajnie.
I muszę napisać, że miniony rok był cudowny! Przeszliśmy przez niego razem w szampańskich humorach. Oby więcej takich lat przed nami wszystkimi!
23:58. Kot uderza w gong jako pierwszy.
.
23:59. W gong uderzam ja, ku uciesze naszych znajomych Hindusów. Pierwszy od prawej, to właściciel hotelu, w którym mieszkamy.


***

 Zastanawiałem się, czy roztkliwiać się nad tym, co minęło. Ale skoro zawsze podsumowuję minione lata, nie będę robił teraz wyjątku. Korzystając ze zdjęć, które mam w telefonie komórkowym, jeszcze raz przebiegnę przez wspomnienia.

STYCZEŃ
Dużo pracowaliśmy.
Napisałem kilka sensownych felietonów, wydałem rocznik poetycki "Białe Kroniki", który poszedł w świat. Kot zaś awansował i pracował tyle, że praktycznie się nie widywaliśmy.
Tak czy inaczej, czerpaliśmy z nowych zadań dużo satysfakcji.
1 stycznia 2014, 00:01. Tak zaczynaliśmy zeszły rok.
LUTY
Wakacje w Nepalu. Pod dwoma głównymi stupami robiliśmy pokłony, wyrażając życzenia szybkiego powrotu do Azji. Obaj dotykaliśmy niebios dosłownie i w przenośni.
Boudhanath Stupa w Kathmandu.
W nepalskim muzeum buddyjskim.
MARZEC
Kulturalny miesiąc. Dużo jeździliśmy w sprawach zawodowych, mając przy okazji kolejne wakacje. W końcu zmęczeni bankietami i krawatami uciekliśmy do cichej małej miejscowości z dala od ludzi, gdzie spędziliśmy marcowy urlop.
Ambasada RP w Londynie.
.
Stonehenge. Tam spędziliśmy urlop z dala od ludzi i zgiełku.
.
Belgia. Do Brukseli pojechaliśmy po nagrodę za całokształt mojej twórczości. Ale ucieszyły nas dopiero ciastka.
KWIECIEŃ
Miesiąc moich urodzin. Mało pracowaliśmy i dużo odpoczywaliśmy, spędzając wspólnie czas na Richmond i w Kew Garden. Dodatkowo szalałem na siłowni, realizując moje wygórowane postanowienia z ubiegłego roku.
"Kwiaty we włosach..."
.
Selfie z siłki... :) Os stycznia przybyło mi 15 kilo!
MAJ
Intensywnie szukałem pracy. Zapisałem się tez do szkoły i codziennie, przez cały maj chodziłem na zajęcia, ucząc się ratować życie. Było to uzupełnienie do wcześniejszych kursów. W maju zmieniliśmy też mieszkanie na większe. 
Z koleżanką z kursu, podczas wykładu.
.
W Ikei. Do nowego mieszkania kupiliśmy nowe meble i dekoracje.
CZERWIEC
Miesiąc wakacyjno - rozrywkowo - kulturalny. Pogoda w Londynie była piękna. Naliczyłem 15-imprez. Nie gardziliśmy także dyskotekami i wypadami na piwo ze znajomymi.
Ale przede wszystkim w czerwcu odbyła się promocja Antologii Niosący Słowa tom 2, którą wydano pod moją redakcją. Alek Wróbel zadbał o promocję.
"...tańce, hulanki, swawole..."
.
Z naszą przyjaciółką Aliną Kuberską, w dzień promocji naszej książki.
.
Brighton. Czerwcowe upały sprzyjały wypadom nad morze.
LIPIEC
Upalny miesiąc. Bardzo dużo pracowaliśmy; daliśmy jednak radę wyjechać na urlop, odwiedzając trzy nadmorskie kurorty. Pamiętam, że mimo słonecznych filtrów podsmażyłem sobie kark.
Angielskie plaże nie są wcale złe. A morze była ciepłe.
.
Londyńska pagoda nad Tamizą. Odkryliśmy ją podczas całodniowego spaceru wzdłuż rzeki.
SIERPIEŃ
Intensywnie szukałem pracy. Skończyłem odpowiednie kursy i co kilka dni chodziłem na rozmowy kwalifikacyjne. W Anglii, czas oczekiwania na odpowiedź w branży szpitalnej wynosi kilka miesięcy, tak więc guzik z tego wyszło.
Oprócz tego szalałem na siłowni pobijając własne rekordy szybkości i wytrzymałości. Marcin pracował tak dużo, że prawie go nie widywałem - uroki bycia managerem w UK.
Mój życiowy (póki co) rekord. 10 kilometrów w mniej niż 42 minuty.
.
Marcin odpoczywa w domu dziergając na szydełku.
WRZESIEŃ
Praca i wakacje w Polsce i Belgii.
W związku z promocją mojej książki, zaproszono nas do kilku miast w Polsce. Obowiązki połączyliśmy z relaksem, odpoczywając w sanatorium i później w Brukseli. Większość czasu w Polsce spędziliśmy z moją mamą. Mama Kota miała poważny wypadek i nie mogła dojechać. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Jeden z kilkunastu krawatowych wieczorków. Promocja książki w Warszawie.
PAŹDZIERNIK
Bardzo dużo kulturalnych wydarzeń. Ostatni krótki pobyt w Brukseli i dużo pracy. Zmieniałem tylko marynarki i biegałem po salonach, Kot pracował dużo.
Najważniejsze jednak było to, że podjęliśmy decyzję o wyjeździe. Marcin złożył wypowiedzenie, ja zacząłem zamykać wszystkie sprawy.
Pod modelem atomu w Brukseli.
.
Moje drogie: Ola i Agnieszka w Polskim Ośrodku Społeczno Kulturalnym w Londynie.
.
Pan manager Kot z psem w pracy.
LISTOPAD
Wypowiedzenie umowy mieszkania, kończenie spraw wszelkich, wyprowadzka, zamknięcie dobytku w magazynie, telefony do instytucji wszelakich i ostatnie opłaty, pożegnanie z przyjaciółmi i samolotem do Delhi!
Virgin Atlantic - dobry przewoźnik.
.
Jeden z parków w Delhi.
GRUDZIEŃ
Wakacje! Wyjazd z Delhi do Varanasi, później do Bodh Gaya, gdzie dalej jesteśmy.
Varanasi.
.
Bodh Gaya, 31 grudnia 2014. Piękny zachód słońca.
To był dobry rok. Cudowny!