czwartek, 22 stycznia 2015

Wakacje - dzień 65 i 66

W środę rano, zaraz po szybkim śniadaniu, które zgodnie z hotelowym zwyczajem dostaliśmy do łóżka, pobiegliśmy na postój jeepów, żeby pojechać do Rumteku - miejsca o którym obaj marzyliśmy. Miasteczko znajduje się 23-kilometry od Gangtoku, prowadzi do niego droga niezwykle stroma i kręta, a podróż nią w górę jest przygodą samą w sobie. Jeep którym jechaliśmy był jak zwykle przepełniony - tym razem jechaliśmy z przodu siedząc we dwójkę na siedzeniu przeznaczonym dla jednego pasażera.
Gdy dotarliśmy na miejsce, czuliśmy wielką ulgę. W końcu przestałem czuć szorstką klamkę na pośladku i uwolniłem prawą nogę od ciężaru Marcina, który chcąc nie chcąc, siedział mi prawie na kolanach.

Rumtek Monastery został zbudowany w XVI-wieku, przez IX Karmapę.  Świątynia spełniała funkcję głównej siedziby Karmapów w Sikkimie, w XIX wieku popadła jednak w ruinę. Gdy przedostatni - XVI Karmapa - uciekał z Tybetu i przybył do miasteczka, postanowił ją odbudować. Uczynił to dzięki wsparciu indyjskiego rządu i sikkimskiej rodziny królewskiej. Wybudowana świątynia (znajdująca się niecałe 2 kilometry od ruin wybudowanej przez jego przeszłą inkarnację) stała się jego główną siedzibą na wygnaniu. Przebywał tam do śmierci.

XVI Karmapa wiedział, że czekają nas ciężkie czasy. Karma ludzi pogarsza się - buddyzm zanika. Jest to proces naturalny i niemożliwy do zatrzymania. Można go jednak spowolnić. Na długo przed swoją śmiercią, Karmapa zasiał wiele nasion, które dały obfity plon, rozprzestrzeniając buddyzm na zachód. Jego głównym narzędziem był Lama Ole Nydahl i jego żona Hannah. Założyli setki ośrodków na świecie, w których ludzie mogą się rozwijać.
Po śmierci głowy buddyzmu tybetańskiego w Sandze nastąpił rozłam. XVII Karmapa Taje Dordże został odnaleziony i wybrany zgodnie z zasadami, które od wieków okazywały się słuszne i skuteczne. Upoważniony do odnajdywania kolejnego wcielenia Karmapy - Szamarpa - ogłosił, że odnalazł chłopca, który bez żadnych wątpliwości jest oświeconym strumieniem energii, którego nazywamy Karmapą. I nagle odnaleziono "drugiego kandydata". Chiński kandydat miał przede wszystkim być wewnętrzną bombą, trucizną, która od środka spowoduje chorobę. Taką samą, niezwykle skuteczną taktykę zastosowano przy okazji inwazji na Tybet. Zasiedlono go i teraz po pięćdziesięciu latach, uratowanie tej ziemi jest niemożliwe - mieszkają tam Chińczycy, którzy nigdy nie opowiedzą się za niepodległością, bo nie są Tybetańczykami.
Klasztor w Rumteku.
Gdy wybuchły spory o prawdziwą inkarnację XVI Karmapy, zwolennicy dwóch wysokich lamów, Situ i Gjaltsaba Rinpocze, 2 sierpnia 1993 roku zajęli Rumtek, zmuszając jego mieszkańców, w tym mnichów Szamara Rinpocze, do opuszczenia klasztoru. Wydarzyło się to przy cichej akceptacji władz Sikkimu.*
W całej buddyjskiej społeczności zawrzało i stało się to, co najgorsze - nastąpił rozłam. Buddyści podzielili się na dwa obozy - nastąpiło pomieszanie, które jak blizna na drzewie, rozrasta się z każdym rokiem. Podobno XVI Karmapa nie chciał, by jego ciało poddano kremacji. Chciał, aby zachowano je w całości jako relikwię. Niestety stało się inaczej. Świadkowie mówią, że podczas pogrzebu, ze stosu kremacyjnego wystrzeliła kula - okazało się nią serce Nauczyciela. Jakkolwiek było naprawdę, serce zachowało się w całości i znajduje się w Złotej Stupie, znajdującej się wewnątrz świątyni.
Złota Stupa z sercem XVI Karmapy.
Czuliśmy się jak intruzi. Wioska ogrodzona jest murem. Przy bramie stało dwóch strażników, uzbrojonych w karabiny. Jako obcokrajowcy musieliśmy pokazać paszporty, wizy i dodatkowe pozwolenie na poruszanie się po Sikkimie. U wrót świątyni zobaczyliśmy kolejnych kilku żołnierzy, dodatkowo bileterkę żądającą zapłaty za wstęp na teren klasztoru. Zapłaciliśmy i czym prędzej weszliśmy na dziedziniec. Po chwili jednak, obaj stwierdziliśmy, że coś jest nie tak.
- Tu nie ma energii - powiedział Marcin, a ja przytaknąłem. To samo czuliśmy w Bodh Gaya, gdy poszliśmy sprawdzić i zobaczyć "drugiego kandydata", podczas uroczystości Monlam. Chcieliśmy ujrzeć to wszystko na własne oczy, bo jako urodzeni sceptycy nie potrafimy wierzyć na słowo.

Przez chwilę chodziliśmy po pustym dziedzińcu, napawając się widokami. Góry z tej perspektywy wyglądają imponująco. XVI Karmapa podobno zdecydował się osiedlić w Rumteku, bo krajobraz widziany z okien przypominał mu dom z którego został - jak wszyscy buddyści - wygnany. W końcu z "duszą na ramieniu" weszliśmy do środka gompy. Nasze obawy okazały się słuszne. Na głównym tronie znajdowało się zdjęcie "drugiego". Posągi były zakryte a wnętrze całkiem puste. Czuliśmy się jak wewnątrz wielkiego domu pogrzebowego, z którego przed chwilą wyniesiono zwłoki. Wyszliśmy na dziedziniec. Świeciło słońce i zrobiło się trochę "cieplej".

Złota Stupa znajduje się ponad gompą. Weszliśmy po schodach i w asyście uzbrojonych żołnierzy mogliśmy zajrzeć do środka. Poczułem ogromne wzruszenie. Postać XVI Karmapy, którego wyobrażam sobie każdego dnia medytując pojawiła się spontanicznie przed moimi oczami. Nie zważając na ogólna atmosferę, zacząłem robić pokłony. Żołnierze wyszli a mnich podobno ze zdziwieniem patrzył na moje wyczyny. Zrobiłem 108-tradycyjnych pokłonów, po czym przemoczony do ostatniej suchej nitki usiadłem pod ścianą. Dopiero wtedy zacząłem rozglądać się dookoła i myśleć o tym, co tam właściwie się wydarzało. Przecież Indyjski Sąd Najwyższy ogłosił, że Karmapa Charitable Trust, legalny zarząd powołany jeszcze przez XVI Karmapę, posiada wyłączne prawo do klasztoru Rumtek, a owe stowarzyszenie uznało Taje Dordże za legalnego następcę XVI Karmapy. Dlaczego więc zdjęcia tego drugiego znajdują się na każdej ścianie? Wyszliśmy stamtąd całkowicie skołowani.

Wychodząc z klasztoru usiłowaliśmy zakręcić młynki. Niektóre były zacięte, inne stawały od razu tak, jakby nie chciały wirować.
- Ten klasztor usycha - stwierdziłem - Jedyne żywe miejsce, to stupa pod którą nawet nie można podejść, bo zamknięta w akwarium. Rzeczywiście, stupa stoi za grubą szybą i nie można jej okrążyć.
Pytania krążyły nam po głowie jak nietoperze w ciemnej jaskini. Zaproszeni przez najznamienitszego artystę buddyjskiego, czcigodnego Norbu La, udaliśmy się do jego domu. Przyjął nas ciepło i pokazywał swoje prace. Rozmowy były inspirujące i każdy z nas wyciągnął z nich coś innego. Jedno, co zapadło mi najgłębiej w sercu, to zdanie:
- Wszystko przemija i nie ma znaczenia, jakie zdjęcie znajduje się na szybie przed stupą. Ważne jest przed kim robiłeś pokłony, bo wszystko rozgrywa się w twoim umyśle. Tak samo jest w sklepie. Idziesz na zakupy i kupujesz wybrane produkty. Jeśli nie jesz ryb, omijasz stoisko z nimi i bierzesz to, po co przyszedłeś. Nikt cię nie zmusza do jedzenia lub kupowania rzeczy, na które nie masz ochoty!

Wróciliśmy do Gangtoku podbudowani. To była Wielka Środa. Wczoraj wszystko ułożyło się w jedną całość. Będzie to dla nas historyczna data! A dzisiaj obudziliśmy się obolali. Wędrówki pod górę i 108-pokłonów odezwały się w postaci zakwasów. Postanowiliśmy je rozchodzić i wyszliśmy do zoo. Niestety w czwartki ogród jest zamknięty, więc nie zmieniając kierunku zaczęliśmy zdobywać kolejny szczyt, na którym stoi świątynia Enchey.
Enchey Monastery.
Enchey Monastery stoi na szczycie wzgórza, z którego widać zarówno Gangtok, Rumtek, jak i Himalaje. Świątynia  została zbudowana pierwotnie w 1840 roku, natomiast 69 lat później, została przebudowana i odnowiona. W 1947 roku została doszczętnie zniszczona. Wierni wznieśli ją na nowo rok później. Położona na terenie sejsmicznie aktywnym, co kilka lat odnosi większe lub mniejsze obrażenia, za każdym razem jednak jest łatana i odrestaurowywana.

Gdy weszliśmy na szczyt, sapaliśmy jak dwaj astmatycy. Trzy kilometry stromo pod górę, męczy bardziej od 20-kilometrowego biegu po płaskim terenie. Stwierdziliśmy jednak, że warto było się poświęcić.
Wnętrze świątyni Enchey w Gangtoku.
Wewnątrz siedział mnich, zajęty rytualnym ofiarowaniem. Rzucał ryżem, powtarzał mantry i kładł na ołtarzu owoce, lampki i wiele innych rzeczy. Usiedliśmy na poduszkach pod ścianą i rozpoczęliśmy medytację. Po chwili nastała cisza. Najprawdopodobniej mnich przerwał modły i patrzył na nas. Gdy skończyliśmy, już go nie było. Dopiero później zobaczyliśmy napis "Proszę nie siadać na poduszkach - są tylko i wyłącznie dla mnichów". Pomyślałem, że niezbyt grzecznie jest pisać takie rzeczy, później uświadomiłem sobie, że Hindusi w swojej ignorancji mogliby tam siadać jak w knajpie. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, wiele osób patrzyło na nas przyjaźnie. Pokręciliśmy młynkami i zaczęliśmy schodzić w dół, do centrum.
Medytujący Kot.
W drodze powrotnej zauważyliśmy kilka starych stup, zasłoniętych buddyjskimi flagami z mantrami. Wokół każdej z nich znajdowały się młynki. Kręciliśmy nimi, śpiewaliśmy mantry i w stanie wielkiego uniesienia zachwycaliśmy się po raz kolejny widokami.
Kręcący młynkami.
Z tej strony, najwyższym widocznym szczytem jest Kanczendzonga, trzeci co do wielkości szczyt na ziemi. Za kilka dni zobaczymy do ze znacznie bliższej odległości, zdecydowaliśmy się bowiem na wycieczkę do najtrudniej dostępnych terenów zamieszkałych przez ludzi. Jeśli będziemy mieć ładną pogodę, ujrzymy zapierające oddech w piersiach widoki, jeśli nie zobaczymy biel chmur, w których będziemy stać.
Kolejny widok.
Gdy doszliśmy do centrum zjedliśmy obiad i padnięci poszliśmy do kawiarni na ciastko z kremem i kawę. Kremu w Indiach nie polecamy, bardzo łatwo można się zatruć, w Sikkimie jednak jest chłodno i czysto, więc niebezpieczeństwo choroby jest podobne procentowo do krajów Europy. To samo dotyczy warzyw i owoców. Mimo wszystko należy je dokładnie myć i obierać.
Dzisiaj znów na targu kupiliśmy pomidory i czerwoną cebulę, granaty i ser kozi podwędzany. Taka sałatka z chlebem i dobrym masłem z prywatnego źródła jest po prostu boska!
Plaza Market!