czwartek, 27 listopada 2014

Wakacje - dzień dziesiąty

Wpadła mi dzisiaj w ręce lokalna gazeta i choć w ogóle nie czytamy co na świecie słychać, raz - dla rozrywki - zerknąłem na łamy prasy. Wszędzie dzieje się to samo i o tym samym piszą. Świat jest nastawiony na sensacje, a gazety na nich żerują. Tutaj: ojciec zabił dziecko i wrzucił do rzeki; brat zastrzelił "honorowo" swoją siostrę, bo wyszła za mąż za człowieka z innego klanu; słoń "potrącił" starszą kobietę, która w wyniku obrażeń zmarła; studenci zatruli się jedzeniem...
Z tego wszystkiego przesadziłem ze śniadaniową mieszanką, bo przez kilka godzin maszerując przez kolejne pustkowia, nie najlepiej się czułem. Zjadłem fasolkę z czosnkiem i imbirem w sosie pomidorowym oraz kilka chlebków z miodem. Kot pozostał przy tradycyjnej jajecznicy i nic mu nie było. Dopiero po południu zrobiło mi się lepiej i zapomniałem o porannym eksperymencie jedzeniowym.

Dzisiaj poszliśmy obejrzeć Quila Lal Kot, zupełnie zapomniane i ignorowane prawie przez każdy przewodnik ruiny XI-wiecznego fortu, wybudowanego przez jednego z herosów indyjskich  - P. Chauhana. Z fortu prawie nic nie pozostało, natomiast okolica jest niezwykła. Las rozciąga się na przestrzeni kilkuset hektarów. Jest - co nas pozytywnie zaskoczyło - zadbany. Alejki spacerowe umożliwiają wielogodzinne wędrówki w ciszy. Spędziliśmy tam pół dnia i oprócz lam, papug i małp nie spotkaliśmy żadnego człowieka. Świetne miejsce na medytację. Polecamy każdemu, kto pragnie doświadczyć ciszy.
Wracaliśmy na nogach. W Indiach chodzenie uważane jest chyba za coś uwłaczającego. Biedaków nie stać na taksówki, lub chociażby riksze, dlatego wędrują - my z nimi. Nie potrafimy zwiedzać turystycznie. Zupełnie nie bawią nas wysokiej jakości hotele i sztuczny, słodki świat, za który trzeba słono płacić. Poza tym żyjemy oszczędnie - obiecaliśmy sobie, że w kraju, gdzie ludzie umierają z głodu na ulicach, nie będziemy korzystać z rzeczy zbytecznych.

Po drodze spotkaliśmy sprzątające kobiety. Zbierały śmieci - zastanawialiśmy się, czy robią to z własnej woli, czy pracują dla kogoś. Indie są pełne tajemnic i odmiennych od naszych zwyczajów. W takich okolicznościach intuicja zawodzi...
Dalej, za dużym skrzyżowaniem wpadliśmy na ulicznego fryzjera. Dużo ich tutaj w ten sposób pracuje. Zazwyczaj stoją przy ruchliwych ulicach. Wbrew pozorom, są prawdziwymi profesjonalistami.
"Spotkaliśmy" też Buddę. Często zdarzają nam się takie "współczesne błogosławieństwa". Pamiętam jak kiedyś, było mi źle i powtarzałem mantrę Zielonej Tary - żeńskiego buddy, opiekunki rodziny. Prosiłem o jakiś znak, bo naprawdę byłem pełen wątpliwości i nagle pojawił się mały wir powietrzny, poderwał zielone liście z ulicy i zatańczył przede mną. A później, zza rogu wyjechały dwie zielone koparki i spychacz z wielkim białym napisem TARA (jest taka firma w Londynie) - już to kiedyś opisałem i udokumentowałem zdjęciami. Niektórzy pewnie pamiętają. Dzisiaj natomiast potrzebowałem odpowiedzieć sobie na jedno pytanie i statuetka na poniższym zdjęciu "powiedziała" - wszystko będzie tak, jak być powinno. Odsunąłem wątpliwości i zanurzyłem się po raz kolejny w beztrosce.
Wróciliśmy do hotelu. Wieczór jest ciepły i jak zwykle głośny. Sklepikarze zachwalają swój towar, tuk tuki trąbią, riksze dzwonią, psy szczekają... Marcin poszedł przejść się po dzielnicy a ja pisząc notkę usłyszałem głośną muzykę i wyszedłem zobaczyć co się dzieje. Pod świątynią graniczącą z budynkiem w którym mieszkamy, zebrało się wiele osób. Tańczą, śpiewają, cieszą się... świat może zazdrościć Hindusom ich beztroski i tego, z jaką łatwością doświadczają radości. To naprawdę piękne...
Jak tylko skończę pisać, zejdę na dół i przyłączę się do zabawy. Ludzie tutaj są przyjaźni, rozmowni i ciekawi wszystkiego. W ciągu dziesięciu dni, poznaliśmy wiele wyjątkowych osób. Człowiek jest tu bezpośredni i bardziej ludzki. Wszyscy dotykają się, klepią po ramieniu i patrzą sobie w oczy. Lubimy ten świat. Z każdym dniem coraz bardziej.
A pod wejściem do naszego hotelu, rozgrzewa się piec, w którym będą piekły się świeże chlebki. Za godzinę będą gotowe.
Dobrego dnia!