Dzień świętego Walentego spędziliśmy na plaży. Rano przepłynęliśmy promem na pobliską wyspę i pojechaliśmy w znanym już nam kierunku. Zjedliśmy bardzo dziwne śniadanie - banany zasmażane w cieście i pączki z papryką i chili - kupiliśmy wodę gazowaną (faceci wolą bąbelki) i ruszyliśmy w kierunku morza, gdzie przypadkowo odkryliśmy możliwości naszych rowerów - na piasku rozwijały większą szybkość i przestawały jęczeć. Wielkie było nasze szczęście - jeździliśmy tak godzinami, czasami zanurzeni po pas w wodzie.
Nowe ulubione zajęcie - jazda rowerem po plaży. |
Dzisiejszy dzień wyglądał podobnie. Rano zjedliśmy pyszne śniadanie i pojechaliśmy na plażę. Zatrzymaliśmy się w opustoszałym miejscu, z dala od ludzi i jakichkolwiek dźwięków związanych z działalnością człowieka. Taplaliśmy się w ciepłej wodzie, odpoczywaliśmy i co najważniejsze, zbudowaliśmy zamek; w zasadzie osadę. Zaczęliśmy od domku budowniczego Toma. Wprowadził się z rodziną i zaczął wyrąbywać las. Jego rodzina zajęła się uprawą pół. Następnie pojawił się kilka rodzin, które wspólnymi siłami wybudowały stupę. Wraz z przyrostem ludności, pojawiały się nowe potrzeby; tym samym powstawały nowe budynki a obszary rolne się powiększały.
Przez kilka godzin budowaliśmy nasze miasto, opowiadając sobie podobne historie - spędziliśmy cudowny dzień.
Było gorąco...
Przez kilka godzin budowaliśmy nasze miasto, opowiadając sobie podobne historie - spędziliśmy cudowny dzień.
Było gorąco...